Relacja dwójki przyjaciół – Pádraica i Colma – zostaje wystawiona na próbę, kiedy jeden z nich postanawia raz na zawsze zerwać starą przyjaźń. Ten lakoniczny opis nie jest bynajmniej nieudaną próbą streszczenia znacznie większej całości, ale przedstawia całą sytuację dramatyczną. Jako że pomysł wyjściowy jest wyjątkowo ubogi fabularnie i nie zanadto głęboki, Martin McDonagh porozrzucał różne tropy interpretacyjne, które mają wzbogacić film o warstwę symboliczną i nadać mu głębi.
Scena numer jeden. Urząd miasta. W tle słychać telewizor, w którym nienaturalnego wywiadu udziela prezydent Wrocławia, rozprawiając o planowanej wizycie papieża. W międzyczasie faks wypluwa informację o prognozach opadów. Scena numer dwa. Kobieta o zaciętej, butnej twarzy mierzy poziom wody na Wiśle, a następnie jest świadkiem, jak fatalnie wymodelowana komputerowo sarna pada, postrzelona przez myśliwego. W złości atakuje mężczyznę, grożąc mu nożem i zabierając dokumenty. Scena numer trzy: nasza dzielna obrończyni przyrody uprawia szybki seks w brudnej przyczepie kampingowej, zachęcona słowami „Może sami zrobimy dziś jelonka?”.
Cztery postaci – Tadeusz Żeleński, Witkacy, Bronisław Malinowski i Joseph Conrad – budzą się z pokoju po narkotykowym tripie. Okazuje się, że wraz z nimi w pomieszczeniu znajduje się też trup słynnego francuskiego literata. Rozpoczyna się ucieczka przez całe Zakopane, podczas której bohaterowie spotkają m.in. Karola Szymanowskiego, Józefa Piłsudskiego, a nawet Włodzimierza Lenina. Film w bezceremonialny sposób nawiązuje do tego, co przed wojną działo się w miejscu już wówczas znanym jako zimowa stolica kraju. (Kto nie ma w tym temacie wiedzy, niech sięgnie do znakomitej książki Rafała Malczewskiego, Pępek świata). Oczywiście językiem, którym przemawia do widza film, jest przede wszystkim groteska połączona z nutą surrealizmu.
Film dokumentalny opowiadający o osobach, które decydują się wstąpić do zakonu dominikanów. Woś utrwala na filmowej taśmie pierwsze chwile odcięcia od świata, a także kolejne dni i tygodnie poświęcone rozmowom, modlitwom i kontemplacji, przygotowujących do spędzenia reszty życia w klasztornych murach. Młodzi ludzie muszą radzić sobie z radykalną zmianą dotychczasowego trybu życia, targającymi nimi wątpliwościami i poszukiwaniem nowego sensu. Część z nich zdaje ten trudny test i składa śluby, inni się poddają i wracają do świata poza murami klasztoru.
Gdyby chcieć wymienić polskie filmy poświęcone ostatniej wojnie z Niemcami, lista taka z pewnością obejmowałaby kilkaset tytułów. Jeśli jednak użyć tego samego kryterium w odniesieniu do starć z Sowietami, sytuacja się komplikuje. Być może przy odrobinie dobrej woli można by wspomnieć o Katyniu Andrzeja Wajdy, w ten sposób jednak zestawienie stałoby się właściwie kompletne. Film Orlęta. Grodno ’39 wypełnia tę pożałowania godną lukę, a co ważniejsze – czyni to w znakomitym stylu.