Długie oczekiwanie rodziło wielkie nadzieje. 28 lat później miało być powrotem do szorstkiego, na wpół amatorskiego kina, rozsadzającego ciasne ramy gatunkowych stereotypów. Niestety, w zapędzie do dekonstrukcji wszystkiego, co tylko się da, Danny Boyle poszedł stanowczo za daleko. W rezultacie zamiast dobrego filmu grozy otrzymujemy coś, co nie jest ani dobre, ani straszne.
28 dni później było jednym z najbardziej oryginalnych filmów, jakie zrealizowano na początku tego wieku. Wykorzystując kontrolowaną niedbałość, zatrzymującą się w połowie drogi między normalnym filmem a found footage w stylu Blair Witch Project, Danny Boyle stworzył fenomenalną opowieść o końcu świata. Inaczej niż na przykład w World War Z, scenariusz wrzucał główną postać – kuriera rowerowego, Jima – w rzeczywistość po katastrofie, co reżyserowi pozwalało zaoszczędzić kosztów na rozmachu, a widzowi wraz z protagonistą odkrywać upiorny wymiar tego, co wydarzyło się w międzyczasie.