Autor sięga do rodzinnych archiwów, by na podstawie fotografii i własnych wspomnień zrekonstruować opowieść o realiach polskiego przemysłu filmowego w okresie PRL. A ponieważ rodzice Pydy należeli do czołówki rzeczonego światka, ich syn ma w tym temacie wiele do powiedzenia: wymienia nazwiska, podaje fakty, przywołuje anegdoty, ale często w tym wszystkim sam wychodzi na pierwszy plan – co niekoniecznie jest zarzutem. Mimo to mam względem Pan coś kręci jedną naczelną uwagę: po jej przeczytaniu zupełnie niczego nie zapamiętałem. Wynika to przede wszystkim ze struktury książki, podzielonej na ponad sześćdziesiąt króciutkich rozdziałów, spośród których są i takie liczące raptem kilka akapitów. Co gorsza, przetykane są one dygresjami i dodatkami, co jeszcze bardziej kawałkuje narrację. Może to zresztą lepiej, bo w książce Pydy nie ma mowy o spójnej opowieści o filmie w czasach ustroju słusznie minionego. Są impresje, obrazki i pocztówki, ale wraz z zamknięciem książki ma się poczucie, że w całości boleśnie brakuje spójnej, zwartej treści. Do pewnego stopnia braki te wynagradza warstwa ikonograficzna – liczba zdjęć, w tym tych nigdy wcześniej niepublikowanych, jest imponująca. A jednak sięgając po Pan coś kręci czytelnik oczekuje nie albumu, lecz opowieści – tej ostatniej zaś nie ma. W finalnej rozrachunku książka Pydy zostawiła mnie raczej letnim. Doceniam wysiłek autora i jego umiejętność gawędy, lecz gawęda ta zbyt często jest o niczym, bym mógł omawianą dziś książkę szczerze polecić.
Marcin Pyda – Pan coś kręci! Opowieści filmowe
Autor: Marcin Pyda
Gatunek: literatura faktu
Wydawnictwo: Księży Młyn
Rok wydania: 2024
Opublikowano wW kilku zdaniach