„Ile razy można oglądać to samo?” – chciałoby się donośnie zapytać po projekcji pełnometrażowego debiutu Aleksandry Terpińskiej. Ile jeszcze razy Warszawa (lub dowolna inna polska metropolia) zostanie sprowadzona do szarego morza betonu, upadłego bardziej niż Gotham City, opanowanego przez alkoholików i narkomanów, a przede wszystkim ludzi cierpiących na całkowity uczuciowy chłód, niczym klątwa przekazywany z pokolenia na pokolenie? O blokowiskach w latach dziewięćdziesiątych – tych, na których panowała beznadzieja, bieda i prawo silniejszego – opowiadał fantastyczny Poniedziałek Witolda Adamka, a z perspektywy czasu – Jesteś bogiem Leszka Dawida.
Kochająca matka i przykładna żona, Magda (Anna Smołowik) przypadkowo znajduje w parku ciało młodej kobiety. Śledztwo w sprawie morderstwa prowadzi komisarz Jacek Sikora (Paweł Domagała), niegrzeszący błyskotliwością – by ująć rzecz oględnie – dawny kolega Magdy. Owa nietypowa para, pomimo początkowych animozji, cierpliwie współpracuje, by znaleźć zabójcę, a przy okazji rozwikłać także inne niewyjaśnione sprawy z przeszłości. Piotr Mularuk uwarzył w swej produkcji prawdziwą mieszankę różnorodnych stylistyk i nawiązań.
Sprawdzony przepis na współczesne polskie kino wymaga wykorzystania kilku składników: doniosłego problemu społecznego jako kluczowego punktu fabuły, nieznośnego moralizmu polegającego na nachalnym wykładaniu odbiorcy poglądów reżysera lub scenarzysty, galerii poważnie zaburzonych postaci promujących zupełny moralny i intelektualny upadek, wreszcie – zwłaszcza w przypadku komedii – wyraźnie zaznaczonych pretensji do sztuki wyższej, co na ogół kończy się pozbawieniem produkcji komizmu.
Lato, gdy mama miała zielone oczy to przykład powieści skrojonej pod nagrody i wyróżnienia. Już sam temat osobistych, niełatwych bynajmniej uczuć, wzbogacony komentarzem społecznym na temat chorób psychicznych, daje nieodparte poczucie obcowania z literaturą jeżeli nie wielką, to przynajmniej do wielkości pretendującą. W przekonaniu tym utwierdza czytelnika poetycki styl prowadzonej z perspektywy lat narracji, przypominającej gorzką, pełną tęsknoty za przeszłością gawędę.
Filmowa adaptacja fenomenalnego dramatu Wstyd autorstwa Marka Modzelewskiego, wystawianego na deskach Teatru Współczesnego. Odwołany przez pana młodego ślub staje się pretekstem do ukazania konfliktu mentalności dwóch całkowicie różnych par rodziców niedoszłych nowożeńców – postępowych kabotynów i cwanych dewotów. W tym początkowo łagodzonym sporze błyskawicznie dochodzi do eskalacji, odsłaniającej popękane charaktery, w których bez trudu możemy dostrzec typy przerysowane, choć znane z codziennego życia.