Feliks Falk, reżyser tak ważnych dla polskiej kinematografii filmów jak Wodzirej, Szansa, Był jazz czy Komornik, wykorzystał czas pandemii, by w formie dialogu-rzeki (prowadzonego z samym sobą) przygotować autobiografię. Niestety po jej przeczytaniu na myśl nasuwa mi się wniosek, że lepiej jest chyba Falka oglądać, niż czytać. Książka cierpi bowiem na liczne wady, spośród których największą okazuje się brak głębszego wglądu w filmowe życie, którego Falk był przecież nie tylko świadkiem, ale także jednym z najaktywniejszych uczestników.
Kolejny film z początku lat 80., stanowiący rozliczenie z „okresem błędów i wypaczeń”, jak w socjalistycznej nowomowie nazywano stalinizm. Tym razem Feliks Falk kreśli biorowy portret środowiska muzycznego, grającego zakazaną, „imperialistyczną” muzykę, czyli tytułowy jazz. Reżyserowi świetnie udało się uchwycić szczerą miłość i pasję do muzyki, a jednocześnie przedstawić je w kontekście bezlitosnych trybów Historii, mielących wszelką indywidualność i przejawy nonkonformizmu. Rezultatem jest produkcja mądrze napisana, świetnie poprowadzona i brawurowo zagrana.