Chucky – najbardziej bodaj zabójcza zabawka w dziejach kina – powraca, tym razem w kostiumie uszytym na miarę XXI wieku. W stosunku do oryginalnej koncepcji zmiany są bardzo liczne, a niekiedy także fundamentalne. Tytułowy morderca to już nie opętana duchem zabawka, lecz zbuntowana sztuczna inteligencja, film zaś – oprócz aspektu czysto rozrywkowego – chce w nienachalny sposób skomentować konsumpcjonizm i wątpliwą moralność wielkich korporacji. Klevberg postanawia także wpleść do produkcji stylistyki nieobecne w oryginale.
Jeden z najlepiej ocenionych filmów 2018 roku. Fabuła koncentruje się na losach rodziny, która próbuje przeżyć w świecie spustoszonym atakiem najeźdźców z Kosmosu. Kluczem do przetrwania jest zachowanie absolutnej ciszy, gdyż to właśnie hałas przyciąga bezlitosnych zabójców. Niestety, ten interesujący koncept nie jest w stanie uratować filmu pod wieloma względami wyjątkowo miernego. Do mankamentów należą sztampowe, niewiarygodne psychologicznie postaci, brak jakiekolwiek napięcia i cukierkowa fabuła.
Lśnienie jest uważane za jeden z najlepszych filmów grozy wszech czasów. I nie piszę tych słów tylko dlatego, że wygodnie nim zacząć recenzję. Wprost przeciwnie: zadałem sobie trud i sprawdziłem stosowne zestawienia przygotowane przez znane serwisy. IGN i Empire daje dziełu Kubricka zaszczytne pierwsze miejsce, TimeOut drugie, The Guradian i Collider piąte. Nieco bardziej powściągliwy jest Rolling Stone, lokujący produkcję dopiero na miejscu jedenastym. A już zupełnym zaskoczeniem jest odległe, bo dopiero 39. miejsce na liście czasopisma Harper Bazaar.
Brytyjski dźwiękowiec przyjeżdża do Włoch, by podjąć pracę przy niskobudżetowym filmie grozy. Szybko okazuje się jednak, że zadanie to zaczyna go psychicznie przerastać. Sam pomysł – szkatułkowy film w filmie, a przy okazji hołd dla tych, których nie widać przed kamerą – jest świetny. Niestety, zupełnie brakło scenariusza, by przedstawić go w przekonującej formie. Strickland chce pokazać wrażliwego artystę, który osuwa się w odmęty szaleństwa, nie potrafi jednak zbudować narracji, która mogłaby przykuć uwagę, nie mówiąc już o tym, że w filmie nie ma cody!
Amerykańsko-francuska adwokatka, Kate Moore (A.J. Cook) ma bronić w procesie mężczyznę oskarżone o brutalne zamordowanie przypadkowej rodziny. Choć początkowo nie wierzy ona w winę oskarżonego, będzie musiała zmienić zdanie, kiedy skonfrontuje się z nowymi dowodami. Już na samym początku powiem dla jasności: Zwierz to film głupi, którego scenarzysta nie ma pojęcia ani o pracy policji, ani o postępowaniu adwokatów, ani o działaniu systemu sprawiedliwości w Europie. Ogólnie rzecz biorąc, liczba nielogiczności i luk jest tu zatrważająca. Nie lepiej wypada warstwa techniczna, w której także roli się od błędów montażowych, nieudanych efektów specjalnych i ogólnie pojętej tandety, wynikającej zapewne z ograniczeń budżetowych.
Nadmorska miejscowość Antonio Bay wkrótce będzie obchodzić stulecie powstania. W noc poprzedzającą święto nad miasteczkiem zastyga gęsta mgła, z której wyłaniają się żądne zemsty duchy. Aby przeżyć, mieszkańcy muszą znaleźć odpowiedź na pytanie, kim są ci, którzy wyszli z głębin morza, a także dlaczego nawiedzili Antonio Bay. Choć film wydaje się typowym horrorem, John Carpenter to zbyt utalentowany reżyser, by chodzić na skróty i serwować dobrze znane fabuły. Obraz do dziś zachował genialny klimat, wynikający zarówno ze zdjęć, jak i z niespiesznego tempa, odmierzanego uwodzicielskim głosem spikerki lokalnej rozgłośni radiowej. Do tego dochodzi klimat miasteczka nad Oceanem Spokojnym, oddany z pietyzmem, wbrew budżetowi wynoszącemu zaledwie milion dolarów.
Jeżeli ktokolwiek marzył o polskim slasherze, temu film Bartosza M. Kowalskiego idzie w sukurs. Obóz, nastolatkowie i gęsty las dookoła: co może iść nie tak? Ci, którzy śledzili losy młodzieży bawiącej się na brzegu jeziora Crystal Lake albo przemierzających kamperem bezkresną teksaską prowincję wiedzą, że odpowiedź brzmi: wszystko. Jak to zwykle bowiem bywa, w okolicy natychmiast znajduje się ktoś, kto tylko czekał, by wymordować całą tę Bogu ducha winną grupę.