Ta licząca ponad 600 stron książka stanowi biograficzny zapis ostatnich miesięcy życia Tadeusza Borowskiego. Mimo jasno zarysowanego tematu, ważniejsze od samego autora Pożegnania z Marią jest tu tło dziejowe: komunistyczny rozkład państwowości, moralności i przyzwoitości. Urbankowski opisuje sale sądowe, na których toczą się sfingowane procesy, katownie UB, plebanie, na których księża czekają na aresztowanie, lokale, w których brylują „mierni, ale wierni” i wnętrza ministerialnych gabinetów.
O Berlingowcach pisze się dziś niewiele, a jeżeli już – to raczej przedstawia się ich najczęściej w negatywnym świetle. W walczących pod radzieckim dowództwem żołnierzach widzi się zaprzańców i zdrajców, a ich działania bojowe – zainaugurowane krwawą i zupełnie bezsensowną strategicznie bitwą pod Lenino – uważa za ciąg porażek. To, iż takie przekonanie wynika ze zwyczajnej ignorancji, staje się oczywiste po lekturze książki Berlingowcy. Żołnierze tragiczni.
Osławiona sprawa kierowców, sanitariuszy i lekarzy w łódzkim pogotowiu to jedna z najgłośniejszych afer końca XX wieku. Tomasz Patora, autor oryginalnego reportażu opublikowanego w łódzkiej Gazecie Wyborczej, po latach uzupełnia obraz zbrodni, czyniąc go jeszcze bardziej ponurym. W publikacji najważniejsze są trzy tezy. Pierwsza z nich głosi, że działalność tzw. łowców skór trwała minimum dziesięć lat, prawdopodobnie nie tylko w Łodzi, ale także w innych większych miastach.
Autorka postawiła przed sobą ambitny cel opisania kondycji trzech dziedzin rodzimej sztuki – plakatu, filmu animowanego i komiksu – w latach 1945–1989. Już sama grubość książki powinna budzić zaniepokojenie co do możliwości realizacji tego szeroko zakrojonego projektu: oddać na stosunkowo niewielkiej liczbie stron tak bogate, a jednocześnie tak różne zjawiska jest wszak rzeczą trudną, jeżeli nie niemożliwą. I rzeczywiście – o ile lata 50. i 60. omówione są szczegółowo i kompetentnie, o tyle kolejne dwadzieścia lat to chaotyczna wyliczanka tytułów.
Książka stanowi dość obszerny, bo liczący bez mała 500 stron, diariusz niemieckiego pancerniaka, który wraz ze swoją załogą walczył m.in. pod Leningradem, następnie zaś przeniósł się pod Moskwę i Stalingrad. Rzeczoną publikację można rozpatrywać w dwóch porządkach. Jako opowieść o wojnie, nie dorównuje ona najlepszym wzorcom, np. Krwawemu śniegowi Güntera Koschorrka. Sander jest słabym pisarzem, a w jego opisach kampanii rosyjskiej trudno doszukiwać się walorów literackich.
Władysław Broniewski to poeta-pomnik, utrwalony w brązie przede wszystkim za sprawą szkolnego wykształcenia polonistycznego, zwłaszcza wśród starszego pokolenia, które „Bagnet na broń” niejednokrotnie musiało znać na pamięć. Mariusz Urbanek tymczasem zdejmuje pisarza z cokołu i wydobywa z niego ludzkie rysy: naiwnego, młodego żołnierza, wierzącego w ideały rewolucjonisty, wygnańca tułającego się po Bliskim Wschodzie, a wreszcie gwiazdy komunistycznego reżimu, popadającej w coraz dłuższe ciągi alkoholowe.
Ostatni zbiór opowiadań zapomnianego polskiego pisarza debiutującego w okresie tzw. odwilży, czyli w latach 50. ubiegłego wieku. Autor zaledwie dwóch zbiorów opowiadań – fenomenalnych Pięknych niedziel i Rozstania z Ireną – ze światem stricte literackim związany był krótko: już w roku 1960 zdjęto go z funkcji redaktora czasopisma „Współczesność” i przeniesiono do miesięcznika dla pracowników Rolniczych Spółdzielni „Nasz Sklep”. W latach 70. Chąciński wyjechał za granicę: najpierw do Londynu, a następnie do Australii.