Menu Zamknij

Krzysztof Tomasik, Homobiografie. W oparach domysłów

Rok 2008 przyniósł jedną z najbardziej kontrowersyjnych książek ostatnich lat. Mowa o Homobiografiach Krzysztofa Tomasika. Autor, który określa się na tylnej okładce jako „badacz polskiego homoseksualizmu”, poświęcił swą pracę postaciom świata literatury końca XIX oraz całego XX wieku, które rzekomo były homo- lub (wbrew tytułowi) biseksualne. A lista nazwisk jest długa i wyjątkowo kontrowersyjna. W przypadku osób takich jak Jarosław Iwaszkiewicz, Jan Lechoń czy Jerzy Zawieyski trudno mówić o zaskoczeniu. Ale Maria Konopnicka oraz Anna Iwaszkiewicz? Niejednemu czytelnikowi z pewnością trudno w to uwierzyć. Dodatkowo w wielu przypadkach mowa tu o postaciach kanonicznych dla polskiej kultury przed- i powojennej. Tak jest na przykład w przypadku Marii Dąbrowskiej czy Karola Szymanowskiego, których z pewnością chcielibyśmy widzieć jako spiżowe figury, nie zaś ludzi z krwi i kości.

Choć książka w roku 2008 mogła budzić jeszcze w niektórych środowiskach kontrowersje, siedemnaście lat od wydania nikt już chyba nie uważa, że podobna publikacja to zamach na narodowe świętości – dlatego może zostać już poddana rzetelnej i bezstronnej ocenie. W tym tekście będą mnie przede wszystkim interesowały intencje i warsztat Tomasika. Jak będę argumentował, autor tak bardzo koncentruje się na warstwie propagandowej – określenia tego używam w pełni świadomie – że całkowicie zawodzi oczekiwania, jeżeli idzie o rzetelność prezentowanego materiału. W ostatecznym rozrachunku okazuje się, że „przełomowa” praca miesza banały z półprawdami, stanowiąc dobre świadectwo dotyczące projekcji autora, nie zaś solidne źródło historyczne.

Jarosław Iwaszkiewicz
Jarosław Iwaszkiewicz – jeden z najważniejszych literatów XX wieku, a jednocześnie przedstawiciel literatury LGBT. Zdjęcie portretowe sprzed II wojny światowej, Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Wyjdę od zarzutu ogólnego, często zresztą podnoszono w recenzjach Homobiografii: po co aż tak głęboko sięgać do prywatnej sfery artystów? Gdyby przedstawieni w książce ludzie chcieli dokonać tzw. coming outu, z pewnością by to zrobili. Tomasik odpowiada na tę krytykę dwojako. W pierwszej kolejności uważa, że abstrahowanie od seksualności autora stanowi dowód na autocenzurę, a zatem – na nieuczciwość intelektualną i obyczajowe kołtuństwo. Po wtóre: wiedza na temat orientacji seksualnej pozwala pełniej zrozumieć zarówno dzieło, jak i jego twórcę, stąd pomijanie tej perspektywy sprawia, że wszelkie interpretacje zawsze są wybrakowane. Mimo że obie te repliki zostały przedstawione we wstępie w taki sposób, jak gdyby były oczywiste, bynajmniej takie nie są.

Pierwsze stwierdzenie opiera się na założeniu, że osoba, która w jakiś sposób bierze udział w życiu publicznym, musi całkowicie zawiesić swoją prywatność. Tomasik zdaje się twierdzić, że na temat szeroko pojętych twórców kultury mamy prawo wiedzieć dosłownie wszystko: co jedli, z kim spali i jak często korzystali z toalety. Ostatecznie można przecież argumentować – jak Tomasik w odniesieniu do orientacji seksualnej – że niechęć do wywlekania nawet najbardziej osobistych spraw to efekt nieracjonalnych uprzedzeń. Dlaczego bowiem ograniczać się wyłącznie do homoseksualizmu, a nie – tak ważnych na przykład w przypadku Marcina Lutra – problemów gastrycznych? Stąd, choć argumentacja Tomasika wydaje się przekonująca w przypadku popularnych dziś badań nad składowymi kultury z perspektywy płci i płciowości, w które wpisują się również Homobiografie, to można ją podważyć, wyprowadzając absurdalne konsekwencje. „Badacz polskiego homoseksualizmu” zdaje się nie dostrzegać, że sfera seksualna to jedna z wielu, w które ingerencji można sobie nie życzyć. Ale jako że nieżyjący głosu nie mają, nie mogą zaprotestować, co pozwala tabloidowe hasło anything goes ubrać w pozory nauki. Wydaje się jednak intuicyjnie oczywiste, że pomiędzy sferą publiczną i prywatną przebiega granica: można wprawdzie przeprowadzić ją tak, by seksualność wliczała się do tej pierwszej kategorii, taki wybór zawsze będzie jednak obarczony arbitralnością i może sprowadzić zarzuty o zbyt daleko idącą ingerencję w życie osobiste.

Tomasik mógłby zapewne odpowiedzieć drugim kontrargumentem: że bez wiedzy o homoseksualnej orientacji twórcy, nie sposób w pełni zrozumieć dzieła. Teza ta wydaje się jednak albo trywialna, albo fałszywa. Można bowiem wskazywać, że skoro preferencje seksualne mają wpływ na dzieło, to ma je również szereg innych czynników, o których nigdy nie będziemy mogli – albo nie powinniśmy – wiedzieć. Trudno na przykład dowieść, że scena dowolnej powieści, w której ktoś cierpi na ból zęba, nie została napisana pod wpływem faktycznego bólu zęba autora, doznawanego w momencie procesu twórczego. Nikt rozsądny nie będzie jednak utrzymywał, że bez odpowiedzi na to pytanie dzieło jest niezrozumiałe. Analogicznie jest z preferencjami seksualnymi: homoseksualizm jest albo nie jest obecny w utworach. Trudno jednak wyobrazić sobie sytuację, w której przekonania twórcy w tej kwestii mogłyby cokolwiek dodawać albo mieć wpływ na odbiór danego tekstu. Można oczywiście przypuszczać, że armia literaturoznawców chętnie poświęciłaby czas, by wielkie dzieła odczytać „na nowo”, w duchu orientacji seksualnej autora. Należy jednak pamiętać, że kwestie te są w znacznej mierze nieweryfikowalne, przez co ocierają się o działalność pseudonaukową.

Maria Dąbrowska
Maria Dąbrowska (fotografia wykonana w roku 1925) – charakter jej relacji z Anną Kowalską, nawiązaną w trakcie wojny i zacieśnionej po śmierci Stanisława Stempowskiego, do dziś pozostaje tematem kontrowersji. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Tyle jeżeli chodzi o sam zamysł książki, obliczonej, jak sądzę, przede wszystkim na wygenerowanie sensacji. Nie ma wątpliwości, że zawsze łatwiej wejść komuś do łóżka niż przeniknąć jego umysł, nie dziwi zatem, że postanowiono wreszcie bezpardonowo naruszyć tabu sypialni. Oczywiście odpowiedź na moje zarzuty może być prosta, jakkolwiek nieco nie na temat: otóż Tomasik mógłby stwierdzić, że krytykami kieruje moralność wpojona przez społeczeństwo wrogie osobom homoseksualnym. Dlatego raz jeszcze powtórzę: moje zarzuty nie mają w żadnym razie charakteru obyczajowego. Dotyczą one wyłącznie tego, że Tomasik bezpodstawnie sugeruje, iż sfera prywatna nie obejmuje seksualności, a także – że bez dogłębnej analizy seksualnego profilu autora niemożliwe jest właściwe odczytanie dzieła literackiego. Obie te tezy uważam za jednoznacznie błędne, co pozwala postawić zarzut, iż autor Homobiografii nie tłumaczy spójnie i przekonująco, dlaczego tak uważnie bada sypialniane życie ludzi kultury.

Jeszcze bardziej niejasno ma się sprawa doboru bohaterów. Tomasik uznał najwyraźniej, że w mętnej wodzie łatwiej łapie się ryby, przez co bez ładu i składu pomieszał jawnych homoseksualistów z (epizodycznymi) biseksualistami, a także osobami, których orientacja seksualna stanowi przedmiot nieudokumentowanej spekulacji. Ta ostatnia grupa okazuje się wyjątkowo obszerna. Należą do niej na przykład Maria Konopnicka i Maria Rodziewiczówna. W przypadku tej pierwszej Tomasik klasyfikuje nawet jej związek z malarką Marią Dulębianką jako zgodny z modelem butch/femme. Niestety, nie ma żadnych dowodów, że kobiety łączyło jakiekolwiek uczucie na tle erotycznym. Owszem, mieszkały razem, ale dalej idące spekulacje to wyłącznie fantazje niepoparte żadnymi poważnymi argumentami. Autor Homobiografii jest najwyraźniej tego świadom, bo wykorzystuje odpowiednie sztuczki, by konkluzja wydawała nam się naturalna. Pisze na przykład, że „pytając o relację Konopnickiej i Dulębianki, trzeba się zastanowić, czy w ogóle homoseksualne kobiety żyjące wówczas na polskich ziemiach były w stanie urefleksyjnić swoje preferencje” (s. 37). Na to pytanie odpowiedzi się nie doczekujemy, tak samo jak nie dostajemy żadnych racji wspierających tezę o preferencjach bohaterek omawianego rozdziału. Dalej zaś Tomasik zauważa: „nie ma powrotu do prostej opowieści o aseksualnej pieśniarce ludu żyjącej sprawą walki o niepodległość i miłością do dzieci” (s. 44). Również i to twierdzenie jest bezpodstawne. Niektóre kobiety po stracie męża wstępowały do zakonu, nie ma zatem żadnej sprzeczności w stwierdzeniu, iż mogły one żyć w aseksualnym związku z przyjaciółką. Dopóki nie udowodni się, że jest inaczej, każdy scenariusz jest równie prawdopodobny. Jeżeli zaś chodzi o Marię Rodziewiczównę, to dowodem na jej homoseksualizm jest męski wygląd i zamieszkiwanie pod koniec życia z daleką kuzynką. Tomasik dodaje oczywiście, iż ta ostatnia była „przedstawiana jako daleka kuzynka” (s. 64) – jak gdyby sugerował, iż jest to jedynie zasłona dymna – ale powodów, by podważać słowa samej zainteresowanej nie podaje. Nie przeszkadza mu to powoływać się na tak absurdalne teorie jak ta, że wykorzystanie niemieckiego słowa na określenie związku obu kobiet to „z pewnością” próba sublimacji seksualnego wymiaru relacji.

Maria Konopnicka
Maria Konopnicka – obraz autorstwa Marii Dulębianki, znakomitej malarki, uczennicy Jana Matejki. W opisie relacji obu kobiet Tomasikowi nie udało się wyjść poza gdybanie i myślenie życzeniowe. Na zdjęciu: obraz przechowywany w Muzeum Konopnickiej w Żarnowcu. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Im dalej w las, tym Tomasik bardziej brnie w tego rodzaju „dowodzenie”. Za argument na rzecz orientacji Zbigniewa Uniłowskiego ma przemawiać fakt, że opisuje (sic!) homoseksualne zachowania załogi statku, którym płynął. Biada zatem wszystkim pisarzom, którzy w którymkolwiek swoim dziele wspomną o homoseksualizmie, gdyż niechybnie staną się oni w przyszłości bohaterami podobnej książki. Anna Iwaszkiewicz trafia do grona biseksualistów, bo raz – na dodatek platonicznie – zakochała się w kobiecie. Antoni Sobański występuje tu w wyniku aluzyjnej i jednorazowo poczynionej uwagi w dzienniku Iwaszkiewicza, co z kolei sugeruje, że należy szczególnie uważać na osoby znane z uprawiania diarystyki, bo te mogą zapewnić nieświadomemu pisarzowi miejsce w panteonie osób LGBT. Spośród grona zadeklarowanych homoseksualistów pozostaje zatem co najwyżej połowa z dwudziestu postaci. Ale i w ich przypadkach zdarzają się przekłamania: na przykład Maria Komornicka to w oczach Tomasika pierwszy polski transseksualista. Historia o niej bazuje jednak zarówno na niedopowiedzeniach – nie znajdziemy tu informacji, że pisarka miała zaburzenia tożsamości, których transseksualizm był objawem (twierdziła, że jest wcieleniem założyciela rodu Włastów) – jak również na dawno zakwestionowanych legendach w rodzaju demonstracyjnego spalenia kobiecych ubrań.

Homobiografie okazują się więc typowym przykładem wykorzystywania argumentu ze znaczenia przez nieobecność: fakt, że ktoś pisał o homoseksualizmie albo – wprost przeciwnie – nie odnosił się do niego, jest w tym samym stopniu dowodem na orientację seksualną. Podobnie jest z argumentacją z małżeństwa, których homoseksualiści raz nie zawierali, innym razem zaś zawierali z przymusu; oba fakty mają dowodzić tej samej tezy. Nie trzeba chyba powtarzać, że tego rodzaju podejście, tłumaczące zawsze bez omyłki – czyli bez możliwości falsyfikacji – dane zjawisko, znamionuje pseudonaukę, a nie poważne opracowanie. I w tym wszystkim szkoda jedynie bohaterów publikacji, których życie sprowadzono do kilku sensacyjek, bez próby jakiejkolwiek głębszej refleksji czy zrozumienia ich charakteru. Niestety, na poważną i naukowo ugruntowaną opowieść o homo- i biseksualnych twórcach polskiej kultury musimy jeszcze najwyraźniej poczekać.

Autor: Krzysztof Tomasik
Gatunek: literatura faktu
Wydawnictwo: Krytyka Polityczna
Rok wydania: 2008
4
Słaba
Opublikowano wRecenzje

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

×