Relacja dwójki przyjaciół – Pádraica i Colma – zostaje wystawiona na próbę, kiedy jeden z nich postanawia raz na zawsze zerwać starą przyjaźń. Ten lakoniczny opis nie jest bynajmniej nieudaną próbą streszczenia znacznie większej całości, ale przedstawia całą sytuację dramatyczną. Jako że pomysł wyjściowy jest wyjątkowo ubogi fabularnie i nie zanadto głęboki, Martin McDonagh porozrzucał różne tropy interpretacyjne, które mają wzbogacić film o warstwę symboliczną i nadać mu głębi. To właśnie dzięki nim można snuć przypuszczenia, iż sednem produkcji jest refleksja nad nieuchronnością śmierci, potrzebą pozostawienia po sobie śladu, bezsensem wojny, absurdem ludzkiego życia czy patologiami dręczącymi odizolowane od świata społeczności. Sęk w tym, iż każda z tych nitek jest równie wątła, przez co żadne odczytanie nie wysuwa się na plan pierwszy. W rezultacie Duchy Inisherin sprawiają wrażenie pustej skorupy, w której można umieścić praktycznie dowolną treść. Kino takie świetnie sprawdza się jako rozsadnik intelektualistycznego bełkotu (o czym zwracałem już uwagę przy okazji omawiania Niebieskiego Krzysztofa Kieślowskiego), znamionuje jednak niemożność dostarczenia duchowej strawy. Nie inaczej jest z tym filmem. Chwytają za serce świetne widoki, w pamięć zapada znakomite aktorstwo, jak również pietyzm w kreacji świata przedstawionego, to wszystko okazuje się jednak pustym osiągnięciem. Realizacyjna maestria sprawia, że warto ten film znać, jeszcze lepiej o nim mówić, niemożliwe jest jednak, by cokolwiek z nim przeżyć.
Martin McDonagh – Duchy Inisherin
Reżyseria: Martin McDonagh
Gatunek: dramat
Kraj produkcji: Irlandia, USA, Wielka Brytania
Rok: 2022
Opublikowano wW kilku zdaniach