Burzliwe dzieje naszego kraju zapraszają, by odczytywać je w różnych kluczach. Jednym z najbardziej oczywistych jest klucz zrywów narodowych, które zwłaszcza w okresach zniewolenia przez państwa ościenne wybuchały nie rzadziej niż co kilkadziesiąt lat. Na ogół nasza wiedza o tych wydarzeniach jest powierzchowna, a ich wyobrażenie – idealistyczne: krytykujemy je albo dowodzimy ich słuszności, zapominając że za każdym powstaniem stoją aktorzy – politycy, dyplomaci, zwyczajni żołnierze i cywile. W ten sposób umyka nam prawda, że były to nie tylko demonstracje patriotyzmu i niesione na sztandarach ideały, ale też osobiste krucjaty, efekty zimnej kalkulacji, dyplomatyczna gra. A także – może przede wszystkim – chaos i ślepy los, odgrywający w tego rodzaju wydarzeniach rolę pierwszorzędną. Tę właśnie prawdę wydobywa bezbłędny obserwator ludzi i postaw, Stanisław Różewicz.
Bohaterem dzieła jest Edward Dembowski, historyczna postać związana z Galicją. Ten urodzony w roku 1822 syn kasztelana Leona Dembowskiego w trakcie swego krótkiego, bo zaledwie dwudziestotrzyletniego życia, zdołał opublikować kilka rozpraw filozoficznych, założyć czasopismo, a także przewodzić powstaniu krakowskiemu. To właśnie temu ostatniemu epizodowi jego losów poświęcony jest film Różewicza. Pasja to na swój sposób kameralna biografia człowieka żyjącego wielkimi hasłami. Inspirowany myślą Georga Hegla i francuskim ruchem utopijnych socjalistów, Dembowski przedstawiony jest jako idealista i romantyk, całkowicie oddany sprawom większym niż on sam, w imię których jest w stanie usprawiedliwić każdy czyn. Ani na wpół obłąkana żona, ani widmo wojny domowej, ani wreszcie możliwość zgniecenia w kleszczach austrowęgierskich wojsk wolnego miasta Krakowa nie są w stanie odwieść rewolucjonisty od celów, które sobie wyznaczył. Te zaś są jasne: chodzi o to, aby po raz pierwszy od czasów ostatniego z rozbiorów do powstania wciągnąć chłopów, do tej pory niechętnie, a w najlepszym razie biernie przyglądających się wszelkim zrywom niepodległościowym. Różewicz śledzi Dembowskiego, który bezskutecznie stara się wzniecić rewolucyjny ogień w zapadłych galicyjskich wsiach. W przeciwieństwie do Jakuba Szeli, elegancko ubrany szlachcic nie potrafi przekonać chłopstwa, że chodzi o coś więcej, niż o utrwalenie przedrozbiorowego status quo: pańszczyzny, warcholstwa szlachty i wyzysku najuboższych. Kiedy wreszcie młodemu rewolucjoniście udaje się poderwać do walki grupę ludzi i przyprowadzić ją do Krakowa, okazuje się, że jego ideały po raz kolejny brutalnie zderzają się z rzeczywistością – tym razem owym murem jest na wskroś praktyczny powstańczy rząd, który robi wszystko, by uniknąć otwartego starcia z wojskami Austro-Węgier. Ostatecznie Dembowski szantażem wchodzi do struktur prowizorycznej władzy, która zresztą szybko się rozpada. Wiedząc o przegranej, młody rewolucjonista podejmuje jeszcze jeden rozpaczliwy gest: staje na czele procesji, która wychodzi z Krakowa i zmierza ku Podgórzu. W trakcie tej peregrynacji pokonanych pada rażony kulami austriackich żołnierzy.
Ta biografia Dembowskiego – a zarazem opis fabuły filmu – rodzi nieuchronne pytanie: kim był ów człowiek? Czy to owładnięty hasłam romantyzmu idealista na skraju obłąkania, czy może prawdziwy patriota, który ofiarował swe życie Polsce? Różewicz, który na ogół wciela się w rolę zimnego obserwatora, tym razem także nie udziela jednoznacznej odpowiedzi. W naszkicowanym przez niego portrecie Dembowskiego równie uprawnione są obie te interpretacje, choć nie sposób ukryć, iż kasztelanic naszkicowany jest chyba w pierwszym rzędzie jako ktoś, komu towarzyszy niezdrowa fiksacja, odbierająca zdolność realnego osądu sytuacji. I choć znajduje ona biograficzne wyjaśnienie, to nie można się pozbyć wrażenia, że Pasji bliżej do pamfletu niż panegiryku.
Z drugiej jednak strony film stanowi ewidentną próbę apologii Dembowskiego. Najlepiej zaświadcza o tym sam jego tytuł. Religijne skojarzenie jest jak najbardziej naturalne: Dembowski to męczennik, który bez wahania idzie na śmierć, na dodatek na czele religijnej procesji, przywodzącej na myśl drogę krzyżową. Oczywiście interpretacja, w myśl której dla Różewicza młody intelektualista przypomina Chrystusa z pewnością idzie zbyt daleko: wszak nikt nie zostaje tu zbawiony, wymowa moralna czynów Dembowskiego nie jest zaś z pewnością oczywista. Jeżeli szukać gdzieś podobieństwa, to w samym fakcie męczeństwa, choć i w przypadku takiej analogii należy – wbrew mesjanistom – zachować zdrowy umiar. Jest jednak również drugie rozumienie słowa „pasja”, oznaczające całkowite oddanie się jakiejś sprawie. W takiej sytuacji pojawia się jednak pytanie: czy było warto? Czy owa sprawa zasługiwała na tak daleko idące poświęcenie? Różewicz raz jeszcze nie zabiera głosu, lecz ustawia kamerę i obserwuje bez słowa komentarza.
Owa zachęta do wyrażania własnych sądów moralnych okazuje się udana o tyle, że film z autentyzmem i bez kompromisów oddaje zarówno realia epoki, jak i sylwetki głównych postaci dramatycznych wydarzeń roku 1846. Główny ciężar wykreowania wiarygodnego bohatera spadł oczywiście na Piotra Garlickiego, który perfekcyjnie oddał charakter młodego idealisty w taki sposób, by nawet jego najbardziej wzniosłe, a zarazem egoistyczne czyny nie wzbudziły niechęci widza. Uwagę zwraca epizodyczna rola Jakuba Szeli, w którego wcielił się Bolesław Smela – pod wieloma względami ów galicyjski chłop przejawia więcej zdrowego rozsądku niż dobrze wykształcony, ale oczadzony wielkimi hasłami kasztelanic. Każda zresztą z postaci tła przedzierzga się na czas trwania filmu w figurę historyczną i czyni to na tyle wiarygodnie, iż nie dostrzega się aktorów, lecz ludzi z krwi i kości. Jak zwykle u Różewicza świetnie wypadają pietystycznie odmierzone kadry, a także muzyka. Naczelne hasło pochodzącego z Radomska reżysera – film musi być autentyczny, aby widz mógł w niego uwierzyć – po raz kolejny przyniosło efekt w postaci psychologicznej głębi, a także niepowtarzalnego klimatu Galicji sprzed niemalże dwóch wieków.
Pasja nie jest filmem stworzonym pod tezę ani przepełnionym prostymi emocjami. To kino nie tylko psychologiczne, ale i psychologicznie niejednoznaczne, subtelne i z gruntu rzeczy skromne. A jednak u jego podstaw stoi surowa, choć zarazem ważna prawda, w myśl której każde powstanie to wielkie postaci i wielkie idee, które skrywają chaos oraz osobiste dramaty. Różewicz zdaje się podejmować pytanie, co by było, gdyby tych wszystkich Konradów i Kordianów wyjąć z kart książek pisanych „ku pokrzepieniu serc”, a następnie wrzucić w wir realnych spraw, prawdziwych dylematów, pomiędzy tych, co nieodpowiedzialnie rwą się do walki i tych, co na zimno kalkulują. W tym kontekście Pasja odbrązawia narodowe mity z talentem Gombrowiczowskim – niosąc przeslanie, że Polsce bardziej niż ludzi porywczych, potrzeba głów mądrych i trzeźwych. Dlatego, choć dzieje naszego kraju widziały wielu wielkich romantyków, których bezrefleksyjnie podziwiamy, to warto im się wraz z Różewiczem bliżej przyjrzeć. Dzięki temu można odkryć, że lepiej by było, aby pozostali oni tam, skąd pochodzą – na kartach owych książek pisanych „ku pokrzepieniu serc”.