Kolejna adaptacja jednego z najważniejszych dzieł kultury rosyjskiej – nieśmiertelnej powieści autorstwa Lwa Tołstoja. Rose nie sili się na żadne fabularne ani stylistyczne wolty: z charakterystycznym dla siebie, nieco onirycznym stylem konstruuje typową intrygę miłosną. Czyni to jednak ze znakomitym rezultatem. Uwagę zwraca przede wszystkim świetne aktorstwo: każda z głównych postaci – zwłaszcza Sophie Marceau i Sean Bean – brawurowo wczuwa się w swoją rolę, przez co świat przedstawiony od pierwszych chwil wypada autentycznie. Fenomenalne wrażenie robią także lokacje: nakręcenie filmu w Moskwie i Sankt Petersburgu okazało się świetnym wyborem, żadna bowiem lokacja leżąca poza Rosją (nie mówiąc o wnętrzu studia) nie jest w stanie uchwycić klimatu Wschodu. Jeżeli dodamy do tego tekst źródłowy, obcięty wprawdzie, ale mimo wszystko przetworzony z wyczuciem i głową, otrzymamy przepis na znakomity dramat z zacięciem kostiumowym. I taka jest właśnie moja ostateczna konkluzja: Anna Karenina w interpretacji Rose’a to świetny, klimatyczny film, pełen wrażliwości i szacunku dla prozy Tołstoja, w którym widać serce i duży nakład pracy. Korzystając z okazji, przestrzegam przed nowszą adaptacją, której twórca – Joe Wright – dokonał gwałtu na oryginale, skutkującym spłodzeniem żenującego potworka. Omawiana dziś wersja jest niebotycznie wprost lepsza.
Bernard Rose – Anna Karenina
Reżyseria: Bernard Rose
Gatunek: dramat
Kraj produkcji: USA
Rok: 1997
Opublikowano wW kilku zdaniach