Aż trudno uwierzyć, że tak doświadczony aktor jak Cezary Pazura, pracujący na dziesiątkach planach filmowych z największymi polskimi reżyserami, mógł stworzyć film tak zły jak Weekend. Szumne zapowiedzi zwiastowały kino gangsterskie w stylu Quentina Tarantino, a to coś, czego w naszym kraju jeszcze nie widzieliśmy. I jak na razie nie zobaczymy, bo różnica między Pulp Fiction a Weekendem jest mniej więcej taka sama jak między Kac Vegas i Kac Wawą. Film Pazury ma przede wszystkim jedną ogromną wadę: scenariusz, który bardzo rzadko bawi, za to nieprzyzwoicie często boleśnie żenuje. Naprawdę autentycznie śmieszne sytuacje policzyć można na palcach jednej ręki, ich motorem napędowym jest zaś przede wszystkim Jan Frycz, który wykorzystuje całe swoje doświadczenie i talent, by tchnąć komediowego ducha w idiotyczny skrypt. Kiedy jednak fabuła przechodzi do stereotypowego przedstawiania homoseksualistów albo przerysowanego wizerunku Cyganów, odruchowo szuka się pilota, chcąc uniknąć neurotycznego poczucia winy. Dialogi brzmią sztucznie i pretensjonalnie, w całej historii brakuje zaś choć jednej postaci, z którą widz mógłby sympatyzować. Sprawy nie ratuje efekciarstwo – spowolnienie czasu, popisy kaskaderskie czy pościgi samochodowe – wszystko to wypada bowiem wyjątkowo tanio i przaśnie. Rzadko się zdarza, by film sprawiał, że widz po jego obejrzeniu czuje się poniżony. Jeżeli Weekend osiągnął sukces, to tylko w tym względzie. Mimo to pozwolę sobie nie pogratulować.
Cezary Pazura – Weekend
Reżyseria: Cezary Pazura
Gatunek: komedia
Kraj produkcji: Polska
Rok: 2010
Opublikowano wW kilku zdaniach