Menu Zamknij

Robert Gliński – Kamienie na szaniec

Ekranizacja słynnej książki Aleksandra Kamińskiego, oddanej już kilka dekad wcześniej na filmowej taśmie przez Jana Łomnickiego. Robert Gliński postanowił uwspółcześnić wojenną opowieść i dostosować ją do obecnego odbiorcy – młodego człowieka, wychowanego w kulturze komiksu i kina o superbohaterach. Efekt końcowy budzi zgrozę. Największy zarzut dotyczy uczynienia z głównych postaci rozhisteryzowanych, niesubordynowanych – nomen omen – harcerzyków, dla których wojna to przygoda niczym z książek Karola Maya, a zarazem osobista vendetta. Gdyby Szare Szeregi naprawdę tak wyglądały, z pewnością stanowiłyby nie pomoc, lecz kamień u szyi Armii Krajowej. Nikt nie oczekuje, by każdy harcerz stanowił spiżowy pomnik, ale produkcja przestrzeliwuje dekonstrukcję mitu w drugą stronę. Mówiąc najkrócej, choć cokolwiek brutalnie: zamiast odważnych młodych ludzi, Kamienie na szaniec przedstawiają karykaturę żołnierza. Biorąc pod uwagę, że film skierowany jest do widza, dla którego może to być pierwszy (a zarazem – niestety – również ostatni) kontakt z działalnością najmłodszych wiekiem oddziałów polskiego podziemia, poczynione taką interpretacją szkody są szczególnie duże. Nie mniej kulawy jest scenariusz, w którym aż roi się od bzdurnych scen (vide: dziewczynka z kolorowymi balonami albo śpiewanie podczas rozstrzeliwania) i ugrzecznionych dialogów, przetkanych mową-trawą rodem z rozważań Maćka Chełmickiego. Narracja nie ma w sobie żadnej subtelności i wręcz okłada widza po głowie tym, co ma czuć i myśleć. Najlepszy tego przykład to scena rozpaczy siostry Rudego po jego śmierci: tak subtelnie, bo niebezpośrednio. lecz dobitnie oddana w filmie Łomnickiego, tu razi nie tylko dosłownością, ale też wyraźną głupotą, krzywdząc te wszystkie kobiety, które – wbrew wyobrażeniom Glińskiego – dzielnie stawały do walki ramię w ramię z mężczyznami. Bronią się właściwie tylko zdjęcia Pawła Edelmana, choć obraz cierpi na typowe dla filmów historycznych burość i spranie, jak gdyby każdy obraz opowiadający o drugiej wojnie światowej musiał być na wpół monochromatyczny. Gliński nakręcił film nie tylko zły, ale wręcz katastrofalny, lądujący tylko o oczko wyżej niż koszmarna 1920. Bitwa warszawska Jerzego Hoffmana. W obu przypadkach temat spłaszczono, zbanalizowano i skomercjalizowano, bardziej ceniąc sztuczny dramatyzm i filmowość niż autentyzm. Na otarcie łez pozostaje przynajmniej produkcja Łomnickiego i nieodżałowana książka Kamińskiego. I te ostatnie polecam.

Reżyseria: Robert Gliński
Gatunek: wojenny
Kraj produkcji: Polska
Rok: 2014
2
Bardzo zły
Opublikowano wW kilku zdaniach

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

×