Policjantka Justa (Ewa Kaim) wraz ze swoim zespołem zajmuje się sprawą stacjonujących przed laty w Afganistanie żołnierzy, którzy giną w tajemniczych okolicznościach. Wkrótce nieznany zabójca porywa córkę kobiety. Justa staje do nierównej walki, w której będzie musiała balansować na granicy prawa, ponosząc bolesne konsekwencje własnych wyborów. Już ten krótki opis dobitnie dowodzi, iż Beata Dzianowicz – odpowiedzialna nie tylko za reżyserię, ale także za scenariusz – nie stara się komplikować fabuły i realizuje film oparty na spranym motywie osobistej wojny przeciwko złu. Aby fakt ten ukryć, decyduje się ona podzielić Odnajdę cię na trzy równe części, opowiadające o różnych aspektach życia głównej bohaterki.
Słuchamy razem to cykl, w którym chronologicznie oceniam dyskografie zespołów: zarówno topowych gwiazd sceny, jak i wykonawców mniej znanych. Nie są to jednak typowe recenzje, ale notatki sporządzane po pierwszym, trzecim i piątym przesłuchaniu, odnotowujące zmiany w recepcji muzyki i pokazujące fluktuację ocen. Na żywo, właściwie bez redakcji spisuję wrażenia – może nieco chaotycznie, może bez wielkiego literakciego polotu, za to zawsze szczerze i bezpośrednio. Gorąco zachęcam Czytelników, by przyłączyli się do tej zabawy i by wraz ze mną odkrywali nową muzykę, a także na gorąco dzielili się wrażeniami z niej płynącymi! Wpis będzie oczywiście aktualizowany! Nasz cykl inaugurujemy zespołem Scorpions! Przed nami kilkadziesiąt (!) albumów do oceny.
Gdyby Stanisław Przybyszewski żył dziś, z pewnością zostałby okrzyknięty literackim celebrytą, a o jego wybrykach rozpisywałyby się wszystkie portale plotkarskie. Biografia pochodzącego z Kujaw pisarza daje wgląd w życie dwuznacznego moralnie skandalisty, będącego częstym bohaterem obyczajowych kontrowersji zarówno nad Renem, jak i nad Wisłą. Jednocześnie nie sposób odmówić mu zasług stricte artystycznych: wszak nie tylko zaliczał się on do czołowych postaci berlińskiej bohemy końca XIX wieku, ale przede wszystkim należał do inicjatorów i najważniejszych przedstawicieli tradycji młodopolskiej. Paradoksalnie, osiągnięcia te nie zapewniły mu artystycznej nieśmiertelności.
Tragicznie zmarła dziennikarka Telewizji Polsat przygotowała książkę poświęconą zbrodniom okrytego złą sławą pedofila i mordercy, nieżyjącego już Mariusza Trynkiewicza. Żarska sięga do kulisów sprawy, rozmawia z ludźmi zaangażowanymi w śledztwo, ale także z rodzinami ofiar, na których zbrodnie byłego nauczyciela odcisnęły trwałe piętno. Między wierszami autorka czyni interesujące sugestie, zignorowane przez organy ścigania, wskazujące między innymi, że piotrkowski przestępca mógł nie działać w pojedynkę. Niestety, nie zostają one w żaden sposób rozwinięte, co wprawdzie nadaje treści sensacyjnego charakteru, ale zarazem świadczy o brakach w zakresie solidnej, dziennikarskiej roboty. (O wiele lepszą pozycją okazuje się pod tym względem Proces Szatana Eugeniusza Iwanickiego – należy jednak pamiętać, że książka ta powstała w czasach, gdy podejście do anonimowości czy współpracy policji z dziennikarzami było zgoła odmienne).
Raport Pileckiego to kolejny w ostatnich latach film poświęcony żołnierzom wyklętym. Choć temat ten bywa obiektem sporów w obszarze tzw. polityki historycznej, każdy bodaj z zawodowych badaczy dziejów XX wieku zgodzi się, iż tytułowy bohater zasługuje na utrwalenie w zbiorowej pamięci. Oficer przedwojennego Wojska Polskiego, konspirator z okresu drugiej wojny światowej, dobrowolny więzień Auschwitz, z którego słał wiadomości opisujące bestialstwo niemieckiego okupanta, w wolnym (z nazwy) kraju zgładzony przez komunistyczny rząd trzymany na sowieckim pasku. Wszystko to zachęca, by z Witolda Pileckiego uczynić spiżowy pomnik.
Na ten dziwacznie nazwany tom – tytuł na okładce nie zgadza się z tym na karcie tytułowej w środku – składają się listy wysyłane przez żołnierzy do rodzin na przestrzeni ostatnich dwustu lat. Samą korespondencję Price przygotowała bardzo dobrze, wzbogacając ją o biografię, kontekst, a niekiedy także zdjęcia. Również spojrzenie z lotu ptaka na listy z poszczególnych okresów wypada dość przekonywająco. Same wiadomości są do siebie stosunkowo podobne, poruszają bowiem tematy uniwersalne, trudno więc mówić o zaskoczeniu treścią, pokazują one jednak przekrój przez konflikty, w jakie uwikłała się Wielka Brytania (wyjątkiem od tej reguły jest wojna secesyjna).
Ostatnia płyta zespołu pod wodzą Krzysztofa Grabowskiego przed piętnastoletnią przerwą w nagraniach. Mimo sentymentu, jakim darzę Bułgarskie centrum, jestem w pełni świadomy jej braków. Szybkiej muzyki jest tu jak na lekarstwo, może poza utworem tytułowym, otwierającą krążek piosenką Każdy nowy dzień rodzi nowe paranoje i Wirtualnymi chłopcami. Nawet jednak w tych kompozycjach gitara jedynie okazjonalnie korzysta z mocniejszego przesteru, a moc okiełznana jest za pomocą zabiegów produkcyjnych. Cała reszta to mniej lub bardziej rockowe kompozycje, które bez przearanżowania mogłyby trafić prosto na płytę Strachów Na Lachy. Czy to źle? No cóż, gdyby były to naprawdę dobre piosenki, to z pewnością nie.
Cztery postaci – Tadeusz Żeleński, Witkacy, Bronisław Malinowski i Joseph Conrad – budzą się z pokoju po narkotykowym tripie. Okazuje się, że wraz z nimi w pomieszczeniu znajduje się też trup słynnego francuskiego literata. Rozpoczyna się ucieczka przez całe Zakopane, podczas której bohaterowie spotkają m.in. Karola Szymanowskiego, Józefa Piłsudskiego, a nawet Włodzimierza Lenina. Film w bezceremonialny sposób nawiązuje do tego, co przed wojną działo się w miejscu już wówczas znanym jako zimowa stolica kraju. (Kto nie ma w tym temacie wiedzy, niech sięgnie do znakomitej książki Rafała Malczewskiego, Pępek świata). Oczywiście językiem, którym przemawia do widza film, jest przede wszystkim groteska połączona z nutą surrealizmu.
Recenzja powstała we współpracy z Teatrem Polonia, który dostarczył zaproszenie na spektakl. Współpraca nie ma wpływu na ostateczny kształt recenzji.
„Nie ma miłości tam, gdzie jest indywidualna wolność i niezależność, to po prostu kłamstwo” – pisze Michel Houellebecq w powieści Możliwość wyspy. I kontynuuje: „Miłość istnieje tylko w pragnieniu unicestwienia, stopienia się, indywidualnego zniknięcia, w swego rodzaju, jak to dawniej określano, bezbrzeżnym uczuciu”. Gdyby Barbra oraz Werner przeczytali ten ustęp, zapewne nie siedzieliby o piątej rano w kuchni i nie prowadzili wyniszczającej wojny, która nie ma szans zakończyć się porozumieniem.
Zmarły przed kilku laty Krzysztof Kąkolewski to jeden z najbardziej znanych dziennikarzy kryminalnych czasów PRL. Reporter kryminalny. Książę oszustów stanowi wznowienie pierwszego zbioru jego autorstwa, wydanego pierwotnie w Wydawnictwie Iskry w roku 1959. Składa się nań kilkanaście historii o różnym ciężarze gatunkowym: opisujących zarówno zwykłe kradzieże, jak i poważniejsze zbrodnie – w tym morderstwa. Choć reportaże dają czytelnikowi dobrą okazję, by z bliska przyjrzeć się pracy milicji przed ponad półwiekiem, to ich styl niestety mocno się zestarzał. Kąkolewski często fabularyzuje, ale nawet w tych momentach język jego artykułów wydaje się suchy i nie przystaje do wartko toczącej się akcji.